Rano pojechaliśmy do Kasha Katuwe, czyli słynnych namiotowych skał. Wiatr przez wieki wyrzeźbił skały, które obecnie przypominają wyglądem namioty. Po ponad godzinnej wycieczce po szlaku w koszmarnym upale skierowaliśmy się w stronę Santa Fe, drugiego najstarszego miasta w Stanach i chyba najbardziej znanego miasteczka Nowego Meksyku. Santa Fe ma niewątpliwie niesamowity urok i artystyczną „duszę”. Większość jego mieszkańców to artyści, malarze, pisarze i inni związani ze sztuką, co doskonale widać na ulicach. W portykach Plaza Indianie sprzedają swoje rękodzieło, kolorową biżuterię, naszyjniki, bransoletki. Tego dnia niedaleko nas, bo około 9 mil od Kasha Kutwe wystąpił wielki pożar, ogień widać było nawet z Santa Fe, a ogromna chmura dymu na długo zasłoniła słońce i cała miejscowość była w dymie. W Nowym Meksyku panuje obecnie wielka susza, zabronione jest rozpalanie ognisk, a i tak płoną wielkie połacie, ludzie od wielu dni walczą z pożarami. Wieczorem nocowaliśmy na opustoszałym, nieczynnym kempingu koło Espanoli. Innych kempingów w pobliżu nie było, a było już ciemno, więc mimo, że okolice były dość przerażające postanowiliśmy tam zostać.
Kasha Katuwe |
Całe niebo nad Santa Fe zasłoniła chmura dymu z pożaru |
Pożar niedaleko Santa Fe |