środa, 6 lipca 2011

Dzień 22 wylot

Rano pakujemy się. Jedziemy do El Monte oddać nasze kampery, potem na lotnisko. Bezchmurne niebo, z którego leje się żar. Nic nie zapowiada katastrofy, która zdarzy się za parę godzin. Po dwóch godzinach od naszego wylotu do Waszyngtonu przez Phoenix przechodzi ogromna burza piaskowa. W samym mieście ma ponad kilometr wysokości, wcześniej na pustyni dochodzi nawet do 3 kilometrów, na 4 minuty w mieście zapada ciemność, słońce zasłoniły tumany piasku. 4 minuty wystarczyły, by ruch w całym mieście został sparaliżowany, a lotnisko zamknięte na kilkanaście godzin. Dowiadujemy sie o tym dopiero po przylocie do Waszyngtonu. I w sumie żałuję, że tego nie przeżyłam i nie zobaczyłam na własne oczy :)