Dziś czeka nas jeden z najpiękniejszych parków narodowych w Stanach, Yosemite. Tu wszystko musi być NAJ. Najwyższe wodospady, najpotężniejsze granitowe ostańce, największe drzewa.
To jedno z ważniejszych turystycznie miejsc Północnej Kalifornii. Są tu różne szlaki, jedne trudne, inne łatwiejsze, ale ponieważ jesteśmy z dziećmi i męczyć się szczególnie nie mamy zamiaru, to rozpoczynamy od dwumilowego szlaku na Taft Point, a następnie kierujemy się na kilkumilowy szlak na Sentinel Dome. Atrakcje również nas nie ominęły, w okolicy widziana była puma, więc zalecane są szczególne środki ostrożności. Nie wspominając oczywiście o niedźwiedziach grizzly, które zamieszkują Yosemite. Na okoliczność spotkania niedźwiedzia zostaliśmy zresztą przeszkoleni i teoretycznie wiemy, jak mamy się zachować. Wycieczka była bardzo wyczerpująca i zajęła nam prawie cały dzień, ale widoki wynagradzają nam zmęczenie.
Drugiego dnia w Yosemite oglądamy najsłynniejsze wodospady. Kampery zostawiamy na parkingu, a po parku wożą nas specjalne darmowe autobusy. Po obejrzeniu Vernall Fall, zatrzymujemy się przy Bridalveil Fall. Tym, którzy go tak nazwali, spadająca z wysokości 188 m woda skojarzyła się z Welonem Panny Młodej. Choć jest równy wysokości 62-piętrowego budynku, na tle innych okolicznych wodospadów wydaje się dość niski. Jest to jeden z nielicznych wodospadów pod który można się wspiąć dość wysoko po śliskich skałach, co oczywiście robimy. Niestety są tu tłumy ludzi. Po obejrzeniu jeszcze Lower Yosemite Fall przejeżdżamy górami przez park kierując się w stronę Mono Lake. Jedziemy sławną drogą Tioga. Ta 60-kilometrowa trasa przez większą część roku jest zamknięta – od pierwszych solidnych opadów śniegu, zazwyczaj w połowie jesieni, aż do maja, czasem nawet czerwca. Choć to jedyna droga pozwalająca przejechać pasmo Sierra Nevada z zachodu na wschód, w porównaniu z zatłoczoną doliną robi wrażenie pustej.