Z samego rana, aby uniknąć tłoku wjechaliśmy do parku, ale niestety nie udało nam się zobaczyć największej atrakcji, czyli jechać słynną drogą Going to the Sun. Nasze kampery są za wielkie na tę bardzo wąską i krętą drogę, a czerwone autobusy, którymi można poruszać sie po parku były już wynajęte. Zobaczyliśmy Avalanche Falls i po południu pojechaliśmy dalej w stronę Eureki przy granicy kanadyjskiej.
sobota, 29 czerwca 2013
czwartek, 27 czerwca 2013
środa, 26 czerwca 2013
Dzień 9
Rano wyruszyliśmy w stronę stolicy stanu Idaho, Boise. Miasto to zwane jest miastem drzew, bo po wielu poprzedzających pustynnych milach, w dolinie przed górami pojawiają się w końcu drzewa.
Przed nami długa około 7 godzinna droga przez góry na kemping nad rzeką Lachsa, gdzie nazajutrz zaplanowany mamy rafting.
Przed nami długa około 7 godzinna droga przez góry na kemping nad rzeką Lachsa, gdzie nazajutrz zaplanowany mamy rafting.
wtorek, 25 czerwca 2013
Dzień 8 Utah i Idaho
Niestety, nasza wycieczka do Great Basin okazała sie klapą, ponieważ okazało się, że droga zamknięta jest dla kamperów powyżej 24 stóp. Nasze mają 26 stóp, a drogi są kręte i bardzo wąskie. Obejrzeliśmy więc film o Great Basin w Visitor Center i pojechaliśmy w stronę wodospadów w Idaho.
Po drodze zahaczyliśmy o Słone Jezioro w Utah, a właściwie o jego jedną z bardziej znanych części, Bonneville Salt Flats. 32 000 lat temu było tam ogromne jezioro o głębokości nawet 305 m, jednak całkowicie zniknęło 14 000 lat temu, kiedy to resztki wody wydostały się przez przełęcz Red Rock Pass. Potem matka natura sprawiła, że obecnie jedyną pozostałością po ogromnym zbiorniku wodnym jest podłoże solne, które latem twardnieje na tyle, że można po nim jeździć samochodami. Co roku w sierpniu zjeżdżają tam maniacy prędkości, którzy na jego twardej tafli prześcigają się w ustanawianiu nowych rekordów. Oczywiście i my nie omieszkaliśmy wjechać naszymi kamperami na jego środek. Gdyby to wiedziało Road Bear :)
Potem pojechaliśmy do miejscowości Twin Falls w Idaho obejrzeć wodospady Shoshone, zwane Niagarą Zachodu. Wodospady te w kształcie końskiej podkowy są wyższe od Niagary o 12 metrów. Widok powala na kolana, ogromny wodospad z kilkoma mniejszymi, kaskady spadającej wody i tęcza. Żadne ze zdjęć nie oddaje klimatu tego miejsca.
Po drodze zahaczyliśmy o Słone Jezioro w Utah, a właściwie o jego jedną z bardziej znanych części, Bonneville Salt Flats. 32 000 lat temu było tam ogromne jezioro o głębokości nawet 305 m, jednak całkowicie zniknęło 14 000 lat temu, kiedy to resztki wody wydostały się przez przełęcz Red Rock Pass. Potem matka natura sprawiła, że obecnie jedyną pozostałością po ogromnym zbiorniku wodnym jest podłoże solne, które latem twardnieje na tyle, że można po nim jeździć samochodami. Co roku w sierpniu zjeżdżają tam maniacy prędkości, którzy na jego twardej tafli prześcigają się w ustanawianiu nowych rekordów. Oczywiście i my nie omieszkaliśmy wjechać naszymi kamperami na jego środek. Gdyby to wiedziało Road Bear :)
Potem pojechaliśmy do miejscowości Twin Falls w Idaho obejrzeć wodospady Shoshone, zwane Niagarą Zachodu. Wodospady te w kształcie końskiej podkowy są wyższe od Niagary o 12 metrów. Widok powala na kolana, ogromny wodospad z kilkoma mniejszymi, kaskady spadającej wody i tęcza. Żadne ze zdjęć nie oddaje klimatu tego miejsca.
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Dzień 7 Nevada
Dziś naszym celem jest Park Narodowy Great Basin. Aby sie do niego dostać musimy jechać słynna Highway 50 - najbardziej samotna droga Stanów Zjednoczonych. Droga biegnie przez Nevade i już po 100 km wiemy, dlaczego mówi sie o niej, ze jest najbardziej samotna. Ciągnie sie przez pustynię Nevady, wokół nie ma niczego, ani drzew, ani miast, ani miasteczek, ani stacji benzynowych. W trakcie ponad 480 km napotykamy tylko dwa małe miasteczka. Wieczorem nocujemy u stóp gór w Great Basin.
niedziela, 23 czerwca 2013
Dzień 6 Bodie
Z samego rana pojechaliśmy do słynnego miasteczka Bodie. Lokalna słabo oznakowana droga po kilku milach zamieniła się w nieutwardzoną drogę pełną dziur, dobrą dla samochodów terenowych, a nie naszych kamperów. Ale co tam, już nie raz zdarzało nam się jeździć kamperami off road, możemy i tym razem. Bodie to ghost town - miasteczko opuszczone. Jest to największe wymarłe miasto w Kalifornii i najlepiej zachowane w całym kraju. Powstało około 1850 roku, gdy w okolicznych górach znaleziono złoto. Tysiące ochotników z Kalifornii i z całych Stanów przybyło tu wtedy, by szukać swojej szansy. Ludzie spragnieni szybkiego zarobku i opanowani gorączką złota. Nie tylko przedsiębiorcy i górnicy, ale także wszelkie typy spod "ciemnej gwiazdy", prostytutki, hazardziści, złodzieje. W ciagu kilkunastu lat do miasta przyjechało 10 tys. osób. Bodie położone jest wysoko w górach Sierra Nevada, w bardzo niekorzystnych dla ludzi warunkach. Zimy były tu bardzo ostre, lata upalne. Prawie żadnej roślinności. Mimo to miasto tętniło życiem. Około 1940 roku złoża złota wyczerpały się, więc nie było już powodu dla którego ktoś chciałby zostać w tej nieprzyjaznej człowiekowi okolicy. Miasto opustoszało. Dziś możemy oglądać porzucone domy, które wyglądają tak, jakby ktoś miał do nich zaraz wrócić, z całym wyposażeniem w środku, zakurzone meble, pozostawione kubki, pożółkłe tapety. Są zatowarowane jeszcze sklepy, jest siłownia!, straż pożarna, kościół, saloony i oczywiście kopalnia złota. Wszystko pokryte kurzem i zębem czasu. Można się tu poczuć jak w dawnej Ameryce z czasów saloonów i main street, przesiąkniętej krwią poszukiwaczy przygód i złota.
piątek, 21 czerwca 2013
Dzień 4 i 5 Yosemite
Dziś czeka nas jeden z najpiękniejszych parków narodowych w Stanach, Yosemite. Tu wszystko musi być NAJ. Najwyższe wodospady, najpotężniejsze granitowe ostańce, największe drzewa.
To jedno z ważniejszych turystycznie miejsc Północnej Kalifornii. Są tu różne szlaki, jedne trudne, inne łatwiejsze, ale ponieważ jesteśmy z dziećmi i męczyć się szczególnie nie mamy zamiaru, to rozpoczynamy od dwumilowego szlaku na Taft Point, a następnie kierujemy się na kilkumilowy szlak na Sentinel Dome. Atrakcje również nas nie ominęły, w okolicy widziana była puma, więc zalecane są szczególne środki ostrożności. Nie wspominając oczywiście o niedźwiedziach grizzly, które zamieszkują Yosemite. Na okoliczność spotkania niedźwiedzia zostaliśmy zresztą przeszkoleni i teoretycznie wiemy, jak mamy się zachować. Wycieczka była bardzo wyczerpująca i zajęła nam prawie cały dzień, ale widoki wynagradzają nam zmęczenie.
Drugiego dnia w Yosemite oglądamy najsłynniejsze wodospady. Kampery zostawiamy na parkingu, a po parku wożą nas specjalne darmowe autobusy. Po obejrzeniu Vernall Fall, zatrzymujemy się przy Bridalveil Fall. Tym, którzy go tak nazwali, spadająca z wysokości 188 m woda skojarzyła się z Welonem Panny Młodej. Choć jest równy wysokości 62-piętrowego budynku, na tle innych okolicznych wodospadów wydaje się dość niski. Jest to jeden z nielicznych wodospadów pod który można się wspiąć dość wysoko po śliskich skałach, co oczywiście robimy. Niestety są tu tłumy ludzi. Po obejrzeniu jeszcze Lower Yosemite Fall przejeżdżamy górami przez park kierując się w stronę Mono Lake. Jedziemy sławną drogą Tioga. Ta 60-kilometrowa trasa przez większą część roku jest zamknięta – od pierwszych solidnych opadów śniegu, zazwyczaj w połowie jesieni, aż do maja, czasem nawet czerwca. Choć to jedyna droga pozwalająca przejechać pasmo Sierra Nevada z zachodu na wschód, w porównaniu z zatłoczoną doliną robi wrażenie pustej.
Dzień 3 Park Narodowy Sekwoi
Dziś dojechaliśmy do lasu olbrzymów, czyli Parku Narodowego Sekwoi. Znajduje się tu pięć z dziesięciu największych drzew na świecie. Drzewa te to sekwoje olbrzymie, zwane też mamutowcami. Są tak wielkie, że trudno je ogarnąć wzrokiem. Rosną tylko na żyznych glebach gór Sierra Nevada w Kalifornii na wysokości pomiędzy 5000 a 8000 stóp. I jest też jedno szczególne: General Sherman Tree, największe pod względem masy drzewo na ziemi, tak duże jak Statua Wolności. Drzewa te dorastają do prawie 100 metrów wysokości, a ich średnica to ok. 10-12 metrów! Nasze polskie sosenki wyglądają przy nich jak zapałki.
czwartek, 20 czerwca 2013
San Francisco kampery
Rano przyjechał po nas do hotelu bus z kamperowni i zawiózł nas do firmy Road Bear, z której w tym roku wypożyczamy nasze kampery. Mamy prawie nowe kampery, duże, - 26 stóp, ładne, przestronne, z wysuwanym bokiem :). Powiem szczerze, że różnica jest ogromna w stosunku do tych sprzed dwóch lat. Pracownik Road Bear wytłumaczył nam zasady działania niektórych rzeczy i mogliśmy ruszać. W San Francisco nie zatrzymujemy się, ponieważ mamy zaplanowany pobyt tu kilka dni pod koniec naszej wyprawy. Po dużych wstępnych zakupach w Walmartcie skierowaliśmy sie w stronę Fresno, aby przenocować na kempingu.
środa, 19 czerwca 2013
przylot
A więc stało się. Jesteśmy znowu w Stanach. Miły urzędnik imigracyjny zadał nam parę pytań o cel naszej podróży, a San Francisco powitało nas zimnem. Oprócz drobnego, około godzinnego opóźnienia ze startem samolotu we Frankfurcie obyło się bez innych niespodzianek. Ponieważ zasady rezerwacji kamperów są takie, że pierwszą noc po przylocie trzeba spędzić w hotelu, nocowaliśmy w hotelu, który zarezerwowaliśmy jeszcze w Polsce - Best Western Inn. Hotel typowy, jakie znamy z filmów drogi, ale czysty i przytulny. Zmęczeni podróżą i podekscytowani czekającymi nas następnymi tygodniami w Stanach szybko poszliśmy spać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)